Ani premier Morawiecki, ani minister edukacji Anna Zalewska zdają się nie przejmować poważną sytuacją w oświacie. Rząd PiS, zamiast szukać rozwiązania problemu, wciąż próbuje zrzucać winę za zbliżający się strajk na samorządy i nauczycieli.
Jak podkreśla łódzki radny SLD Sylwester Pawłowski, od 20 lat nie było strajku w oświacie o tak dużym zasięgu, a nauczyciele są zdeterminowani. Jednak miasto martwi się, czy zapowiadany od 8 kwietnia strajk nie zakłóci egzaminów gimnazjalnego i ósmoklasisty, dlatego władze Łodzi zwróciły się do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej o opinię i zgodę na przeprowadzenie egzaminów gimnazjalnych w innych szkołach.
"Mamy pomysł, aby egzaminy odbyły się w szkołach dysponujących dużymi salami gimnastycznymi, w takiej sytuacji w jednej szkole egzamin pisaliby gimnazjaliści z kilku placówek. Oczywiście po stronie dyrektorów gimnazjów byłaby cała logistyka związana z odbiorem i przewozem arkuszy egzaminacyjnych oraz skompletowaniem komisji. Czekamy na odpowiedź, ponieważ musimy wcześniej powiadomić rodziców i uczniów. Sytuacja jest nadzwyczajna i wymaga nadzwyczajnych rozwiązań" - mówi wiceprezydent Tomasz Trela.
Jednocześnie władze miasta szukają rozwiązania, które pozwoli zapewnić dzieciom opiekę podczas strajku nauczycieli, by mogły bezpiecznie, ale i ciekawie spędzić czas. Jako takie miejsca wskazywane są instytucje kultury, MOSiR czy kluby sportowe.
"Nadal nie wiemy i nie będziemy tego wiedzieć do poniedziałku, ilu nauczycieli przystąpi do strajku, a ilu będzie pracować. W związku z powyższym nie wiem także, czy będzie potrzeba zamykania przedszkoli lub szkół i czy te alternatywne rozwiązania okażą się potrzebne" - dodaje wiceprezydent Trela.